Podbijam zapytanie.
Kto złamał setkę? Tydzień temu popłynąłem do Dąbek (60km w jedna stronę) na godzinne spotkanie.
Był sprzyjający wiatr, więc nie myślałem wiele i zamiast gonić autem zmierzyłem się z rozbujanym morzem (fale do 2m).
Uzbroiłem się w Soula 8m, 24m linki i Hovera.
1h45 w jeną stronę. Były przygody 10 minut przed celem. Dogoniła mnie chmura z gradem, deszczem i piekielnymi szkwałami.
Wypiął mi się latawiec. Zgubiłem deskę. Po 2-3 minutach wiatru chyba powyżej 40kts wiatr zniknął. Na oparach wylądowałem u celu. Na plaży 0kts.
Poznałem tam dwóch sympatycznych kajciarzy z Sanoka. Pogadaliśmy chwilę i poczłapałem do Delfina na spotkanko. W hotelu pani dyrektor była lekko zaskoczona widząc faceta w gumowych rajtuzach
Po godzinie byłem z powrotem na plaży i ponownie wiało około 15kts.
Przybój w Dąbkach to takie polskie Mui Ne
Dałem radę.
Najbardziej cieszył mnie powrót był na sucho. Ani jednej gleby a średnia ponad 33km/h. Wolno ale to wynikało ze stanu morza.
2 dni temu tez był onshore ale średnio 13kts i fala max 1m. Spokojnie utrzymywałem średnią 38km/h z długmi odcinkami po 45km/h.
Dopiszę, że to był mój rekord jazdy na sucho. Ciekawe uczucie. Minusem było to, że musiałem ślinić dłoń regulując fał z dyneemy. Na sucho nie dało rady.
jestem zachwycony tym maratonikami. W przyszłym roku będzie ich więcej bez dwóch zdań.
POLECAM KAŻDEMU ODERWAĆ SIĘ OD PLECAKA. To jest jedna z najjaśniejszych stron foilboardingu. Mało jeszcze znana.