Mogę się tylko przyłączyć do apelu Gunnara. Bardzo często zdarza mi sie pomóc na wodzie komukolwiek. Na takich spotach jak Sotavento holuję często do 3 desek w trakcie sesji do brzegu. Podpływam i zawsze oferuję swoją pomoc. Ale rzadko widzę, żeby ktoś się tym interesował. Akurat na Sotavento jest całkiem kumate rescue ale czasami i oni mogą nie zdążyć, a jak sprzęt nie jest ich to też już się o to tak nie martwią. Nie wiem, w czym jest problem po prostu podpłynąć i się zapytać. Zastanawiam się na co patrzą inni kiterzy, że nie widzą jak ktoś ma właśnie problem na wodzie. Nawet jak nie można kogoś wyciągnąć, bo ktoś może nie czuć się na siłach to jaki to problem popłynąć po pomoc.
Podobny przypadek miałem dosłownie miesiąc temu. Na szczęście nie miałem jakiegoś upadku ale zabrakło mi wiatru, a byłem ok. 1.000 metrów od lądu. Woda nie była za ciepła i zastanawiałem się co zrobić w takiej sytuacji. Byłem zleashowany. Wiatr był za słaby na start do tego fala. Wiatr wystarczył, żeby mnie ciągnąć nie w tą stronę co chciałem. W okolicach były jakieś łódki jakoś do 300m ale pies z kulawą nogą się nie zainteresował. Na szczęście doholowałem się cało i zdrowo do brzegu. Po drodze miałem już różne przemyślenia

. Nie to, że 1.000 m to jest jakiś dystans ale przy niekorzystnej temperaturze wody i złym kierunku wiatru było to już trochę nieprzyjemne. W tym przypadku miałem na szczęście telefon i zasięg i jako ostatnią opcje zostawiłem sobie telefon do zaufanego

Nie musiałem z tego korzystać. Rozglądajcie się!
