Wczoraj znów byłem na wodzie z Parawingiem.Zabrałem ze sobą na plażę również klasycznego Winga i dwa foile –
SK8 1150 i 950. Plan był taki: najpierw pośmigam z Parawingiem i foil’em 1150, a później przesiądę się na Wingfoil z 950-tką, żeby trochę poskakać. Ale nic z tego! Parawing dawał tyle frajdy, że kompletnie nie miałem ochoty sięgać po Winga.
Na wodzie byłem około czterech godzin, z czego niestety jakieś pół godziny walczyłem z trawą w wodzie. Zrobiłem downwinda i wylądowałem prosto w zaroślach – prawie nie dało się z tego wyjść. Fale były tak duże jak na jezioro, że z trudem udało mi się odpłynąć na desce padlując rękami.
Z Parawingiem startuje się dużo bardziej w kierunku downwindu niż z klasycznym Wingiem. Za każdym razem lądowałem z powrotem na plaży w trawie. Udawało mi się znów wystartować na foilu, ale zaraz po starcie brakowało miejsca na jibe czy czysty tack. Byłem jeszcze trochę za wolny na wykonanie tacka, a do tego stały na kotwicy jachty, które w kluczowych momentach zabierały mi wiatr.
Po około 30 minutach spakowałem się i przeniosłem na spot z bocznym wiatrem – tak naprawdę powinienem to zrobić od razu.
Gdyby miał ze sobą mój pas-torbę do Parawinga – to mógłbym zapakować Winga i spokojnie wypłynąć dalej. Bez paska się nie dało – fale cały czas spychały Winga z deski, a linki się plątały.
Przeniosłem się z buta, tzn. na boso

, na plaże z bocznym wiatrem i znów mogłem wystartować i z łatwością trzymać wysokość i wrócić na punkt wyjścia. Mogłem tak zrobić od razu.
W trakcie zmieniłem też foila z 1150 na 950 – i mogłem startować praktycznie przy tym samym wietrze. Za to prędkość była znacznie wyższa: osiągnąłem
do 38 km/h, czyli prawie tyle samo co na tym foilu z Wingiem. Czuję, że to jeszcze nie było maksimum – trzeba dalej trenować.
Drugiego dnia udało mi się na desce wingfoilowej z Parawingiem zrobić pierwsze udane tacki – okazuje się, że jeśli ktoś ogarnia kitefoila lub Wingfoila, to przejście nie jest takie trudne. Pierwsza próba – i od razu sukces.

Próbowałem też zrobić Heineken Jibe’a z Wingiem – ale tego jeszcze muszę się nauczyć chociaż ten jeden wyszedł bez problemu. Gdybym miał węcej wiatru to pewnie bym więcej razy próbował, a nie chciało mi się czekać na szkwał, żeby wystartować, bo na parawingu, zwłaszcza na 4m i z małą deską 70L (dla mnie sinker) to nie na każdym szkwale dało radę odpalić.
Podsumowując: kolejny świetny dzień z Parawingiem!
Poniżej wrzucam link do wideo z wczoraj.
https://www.youtube.com/shorts/r_1_-ClS2uY