Dołączył(a): 20 maja 2017, 23:04 Posty: 770 Lokalizacja: Düsseldorf, Poznań, Palma de Mallorca Podziękował:40 Podziękowano:169 Imię i nazwisko: Cesar August jr.
Dziś w końcu dotarł mój pierwszy parawing i od razu poszedłem go przetestować!
Z Takoonem się nie udało, z F2 też nie. Potem trochę czekałem tu i tam – i ostatecznie zdecydowałem się na Duotone Stash 4m. Właściwie chciałem model POW, ale był niedostępny – za to Stash został dostarczony od ręki.
Zanim wszedłem z nim na wodę, zrobiłem trzy zwroty (halsy) na parkingu przy spocie, używając Stasha i deskorolki. Od razu wszystko zadziałało, więc przebrałem się i poszedłem na pomost.
Na pomoście wiało akurat z tego kierunku, z którego nie jestem w stanie wystartować z wingiem. To właśnie między innymi dlatego w ogóle pomyślałem o parawingu – żeby móc startować z pomostu przy dowolnym kierunku wiatru, pełne 360°.
Przy pierwszej próbie pomyślałem, że po prostu złożę parawinga i będę trzymał bar ni winga w tylnym w ręku na desce – bez szans. Za duzo tego albo po prostu jeszcze nie wiem, jak to ogarnąć. Na pewno przyda się jakaś torba na pas, żeby chować w niej parawinga w trakcie startu lub pompy, downwinda.
Po dwóch minutach zabawy ze skrzydłem na pomoście pomyślałem: Może po prostu wystartuję tak, jak robię to z wingiem? – Pomyślałem, zrobiłem.
Wiatr przy pomoście był bardzo szkwalisty przez nasypy, które zasłaniają skutecznie wiatr. Poczekałem na mocniejszy podmuch trwający ok. 5 sekund – i od razu za pierwszym razem się udało! A potem również w większości kolejnych prób. Tylko jak wiatr mi zdechł w trakcie startu to zaliczałem glebę. Dlatego właśnie ta torba, żeby startować ze złożonym wingiem i odpalać go znacznie dalej od brzegu, gdzie już wiatr daję radę.
Trzymanie deski w prawej ręce przy starcie było dla mnie nietypowe, bo zazwyczaj trzymam wing w prawej, a deskę w lewej. Ale: parawing daje przy starcie z pomostu znacznie więcej liftu niż zwykły wing – i finalnie startuje się nawet łatwiej niż klasycznym skrzydłem. Myślę, że niedługo pozwoli mi to również używać mniejszych foili przy dockstarcie z parawingiem.
Na filmie latam na:
Duotone Stash 4m
F-One JAM 1400
Naish Microchip 80 cm, 5L Board
Zobacz na YouTube
Dalej od pomostu jeździło się znacznie lepiej – ale niestety nie było nikogo, kto mógłby mnie wtedy nagrać.
No cóż – jutro ciąg dalszy!
27 cze 2025, 23:33
czareka
Dołączył(a): 20 maja 2017, 23:04 Posty: 770 Lokalizacja: Düsseldorf, Poznań, Palma de Mallorca Podziękował:40 Podziękowano:169 Imię i nazwisko: Cesar August jr.
Na drugi dzień znowu pływałem z parawingiem. Wiatr dalej wahał się w granicach 3 do 17 węzłów. Te 17 kts to były krótkie, kilkusekundowe szkwały, które w ogóle umożliwiały mi start z pomostu.
Po jakimś czasie postanowiłem spróbować wystartować na mojej desce do winga – Skywalker Rayo V2 70L. Udało mi się raz, na bardzo krótko, podczas jednego mocniejszego szkwału, który trwał może maksymalnie 20 sekund. Miałem też wtedy mniejszego foila – SK8 1150.
Przy okazji doświadczyłem, jak działa start z parawingiem nawet na mniejszej desce. Dla mnie, przy 92 kg, deska 70L to właściwie tzw. sinker. Mimo to start nie jest trudny. Przy odpowiednim wietrze można wystartować już za pierwszym razem. Pompowanie deski wygląda inaczej niż z klasycznym wingiem – mam wrażenie, że nawet łatwiej. Oczywiście trzeba mieć więcej wiatru, przynajmniej na obecnym poziomie mojej obsługi parawinga.
Teraz na kilka dni wiatr zdechł, więc chwilowo koniec eksperymentów, a na samą pompę z pomostu – po tych wszystkich dniach latania – nie mam już dziś kompletnie siły . Będę dalej dawał znać, jak rozwija się moja „kariera” na parawingu!
29 cze 2025, 15:10
czareka
Dołączył(a): 20 maja 2017, 23:04 Posty: 770 Lokalizacja: Düsseldorf, Poznań, Palma de Mallorca Podziękował:40 Podziękowano:169 Imię i nazwisko: Cesar August jr.
Po dwóch dniach przerwy wiatr w końcu wrócił na spot! Tym razem odpaliłem deskę Skywalker Rayo V2 70L, parawing Duotone Stash oraz foila F-One SK8 1150. Miałem już w planie zmianę na 950, ale burza szybko wyjaśniła sytuację
Muszę przyznać, że ten parawing naprawdę mocno wciąga – u mnie może nawet wyprzeć inne dyscypliny. Świetnie się na nim pływa, idealnie nadaje się na fale i na downwindy.
Do tego, podróżowanie z takim zestawem to bajka: trzy parawingi ważą razem maksymalnie 2 kg! Jeśli do tego dodać pompowaną deskę, robi się naprawdę kompaktowy zestaw z wielką frajdą.
Już widzę, jak lecę na Fuerteventurę, zabierając np. parawingi 4 i 3 m, do tego wing 4,5 m, jedną deskę i dwa foile – quiver odchudzony, a możliwości ogromne!
Dołączył(a): 20 maja 2017, 23:04 Posty: 770 Lokalizacja: Düsseldorf, Poznań, Palma de Mallorca Podziękował:40 Podziękowano:169 Imię i nazwisko: Cesar August jr.
Wczoraj znów byłem na wodzie z Parawingiem. Zabrałem ze sobą na plażę również klasycznego Winga i dwa foile – SK8 1150 i 950. Plan był taki: najpierw pośmigam z Parawingiem i foil’em 1150, a później przesiądę się na Wingfoil z 950-tką, żeby trochę poskakać. Ale nic z tego! Parawing dawał tyle frajdy, że kompletnie nie miałem ochoty sięgać po Winga.
Na wodzie byłem około czterech godzin, z czego niestety jakieś pół godziny walczyłem z trawą w wodzie. Zrobiłem downwinda i wylądowałem prosto w zaroślach – prawie nie dało się z tego wyjść. Fale były tak duże jak na jezioro, że z trudem udało mi się odpłynąć na desce padlując rękami.
Z Parawingiem startuje się dużo bardziej w kierunku downwindu niż z klasycznym Wingiem. Za każdym razem lądowałem z powrotem na plaży w trawie. Udawało mi się znów wystartować na foilu, ale zaraz po starcie brakowało miejsca na jibe czy czysty tack. Byłem jeszcze trochę za wolny na wykonanie tacka, a do tego stały na kotwicy jachty, które w kluczowych momentach zabierały mi wiatr.
Po około 30 minutach spakowałem się i przeniosłem na spot z bocznym wiatrem – tak naprawdę powinienem to zrobić od razu. Gdyby miał ze sobą mój pas-torbę do Parawinga – to mógłbym zapakować Winga i spokojnie wypłynąć dalej. Bez paska się nie dało – fale cały czas spychały Winga z deski, a linki się plątały.
Przeniosłem się z buta, tzn. na boso , na plaże z bocznym wiatrem i znów mogłem wystartować i z łatwością trzymać wysokość i wrócić na punkt wyjścia. Mogłem tak zrobić od razu.
W trakcie zmieniłem też foila z 1150 na 950 – i mogłem startować praktycznie przy tym samym wietrze. Za to prędkość była znacznie wyższa: osiągnąłem do 38 km/h, czyli prawie tyle samo co na tym foilu z Wingiem. Czuję, że to jeszcze nie było maksimum – trzeba dalej trenować.
Drugiego dnia udało mi się na desce wingfoilowej z Parawingiem zrobić pierwsze udane tacki – okazuje się, że jeśli ktoś ogarnia kitefoila lub Wingfoila, to przejście nie jest takie trudne. Pierwsza próba – i od razu sukces.
Próbowałem też zrobić Heineken Jibe’a z Wingiem – ale tego jeszcze muszę się nauczyć chociaż ten jeden wyszedł bez problemu. Gdybym miał węcej wiatru to pewnie bym więcej razy próbował, a nie chciało mi się czekać na szkwał, żeby wystartować, bo na parawingu, zwłaszcza na 4m i z małą deską 70L (dla mnie sinker) to nie na każdym szkwale dało radę odpalić.
Podsumowując: kolejny świetny dzień z Parawingiem!
Dołączył(a): 20 maja 2017, 23:04 Posty: 770 Lokalizacja: Düsseldorf, Poznań, Palma de Mallorca Podziękował:40 Podziękowano:169 Imię i nazwisko: Cesar August jr.
Wczoraj miałem pierwszą sesję na parawingu nad morzem – konkretnie na Morzu Północnym, w okolicach Maasvlakte. Wiatr w granicach 12 kts, potem może z 14, ale bardzo, naprawdę bardzo równy. Lekki cross-off, dosłownie kilka stopni. Dzięki temu mogłem wystartować w dość płaskich warunkach, a dalej pojawiał się delikatny swell – nic wielkiego.
Najpierw leciałem na wing 5.0, potem, gdy trochę się wzmogło, zmieniłem na Stash 4.0. Udało mi się tylko kilka razy ledwo wystartować, bo wiatr był jednak zbyt słaby na moje 70L i 90 kg. Ale za to po raz pierwszy poczułem, jak naprawdę działa parawing w stabilnym wietrze.
To zupełnie inna rzeczywistość niż jezioro ze szkwałami od 5 do 25 kts i zmiennym kierunkiem co kilka sekund. Latanie na równym wietrze to bajka. Parawing jest tak stabilny, że trudno to porównać do winga czy kajta. Można go powiesić na trapezie i praktycznie zostaje w miejscu. No może nie na minuty, ale spokojnie da się czasem puścić ręce. Bardzo przyjemne prowadzenie.
Start też okazał się zupełnie inny niż nad jeziorem. Parawing ciągnie jak wake’owa wyciągarka – do przodu. Nie w bok, nie do góry – tylko konkretnie do przodu. Dzięki temu start wydaje się jeszcze prostszy niż na kitefoilu czy wingfoilu. Nawet jeśli tamte nie sprawiają problemu, to tutaj jest po prostu… łatwiej.
Zastanawiam się tylko, czy ta łatwość wynika z tak dobrze zaprojektowanego winga, że nawet lekko wkręcony foiler to poczuje, czy to już po prostu efekt latania na różnych foilach, który daje mi większy luz. W każdym razie – to uczucie przy starcie jest świetne.
Żeby wystartować, trzeba znaleźć taki "magic point" – ustawienie parawinga, które naprawdę ciągnie. Wystarczy drobna zmiana kąta i różnica jest ogromna. Pewnie z czasem to stanie się naturalne, ale teraz wymaga trochę skupienia. Gdy już trafisz w ten punkt – po prostu jesteś wyciągany przez parawinga na foila.
Postaram się opisać to dokładniej w osobnym wątku.
13 lip 2025, 20:31
BraCuru
Dołączył(a): 01 lip 2013, 12:30 Posty: 3554 Lokalizacja: West Coast Podziękował:318 Podziękowano:144 Imię i nazwisko: Marek Rowiński
Przez chwilę byłem statkiemw Rotterdamie i obserwowałem z morza plaże Maasvlakte ale byłem za daleko aby ocenić co się dzieje na wodzie. Dzisiaj wracam niestety na Zeebrugge więc się nie zobaczymy.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników