Przemek Korbanek napisał tak:Z tego co pamiętam dyskusja na temat popłynięcia na foilu na Bornholm zaczęła się chyba w 2016. Marcin Tylicki wymyślił wyścig z katamaranem. Znalazł nawet jakąś organizację (nazwy nie pamiętam), która sponsoruje niezwykłe wydarzenia. Koszt asekuracji oszacowaliśmy na ok 20-30 tys. Z kolei Marek Rowiński miał pomysł popłynąć na Bornholm na foilach. Nasze rodziny miały popłynąć katamaranem i podziwiać nasze wyczyny. Mieliśmy zostać dzień lub dwa na wyspie i wrócić jak się da na foilach, a jak nie to katamaranem. Jakoś tak to pamiętam. Prawdę mówiąc uznałem, że to się nigdy nie ziści.
Sprawa nabrała rumieńców jak Marek wypalił z informacją, że jest sponsor Burco i że są zapaleni do pomysłu. Postanowiłem sprawdzić, czy dam radę kondycyjnie pokonać taki dystans i kilka razy zrobiłem ponad 100 km. Za każdym razem jednak była halsówka, a my chcieliśmy zrobić Bornholm jednym halsem. Z Adamem raz popłynęliśmy w górę wiatru NW i mieliśmy jeden hals 20 km, a kilka po 10km. Wyszło mam 100 km i nie było problemu płynąć dalej, tyle że wiatr zdechł i wylądowaliśmy w Dziwnówku w barze czekając na transport.
Sprawę logistyczną wziął na siebie Marek Rowiński (dogadywanie asekuracji, kamera, łączność, posiłki, napoje, alerty pogodowe, zgłoszenie całej akcji w SAR Kołobrzeg i na Bornholmie, itd.) Za radą Marka sprawdziliśmy sprzęt, bary, latawce mieliśmy napompowane przez noc dla pewności, śruby w deskach...
Jak już wszystko było dogadane to czekanie w boksach startowych było trochę stresujące. Kilka razy mi się ciśnienie podniosło jednak prognozy się nie sprawdziły. Dwa dni przed startem zrobiło się gorąco, dzień przed już wszystko zapięte i 13 lipca 2017, ale nie w piątek, płyniemy. Wiatr trochę za bardzo północ i jakieś 20 kts. Liczyliśmy na 15 kts i zachód...
Start z Mrzeżyna, żeby zmniejszyć kąt na wiatr. Paweł Depta z małym RIBem czeka w Mrzeżynie. Duży RIB się spóźnia dobre pół godz. Robi się nerwowo. Wyposażeni w camelbagi z piciem, batonami, i racami w końcu startujemy na 7m. Marek pierwszy z powodzeniem. Adama i mnie kilka razy wywaliła na brzeg fala przyboju. W końcu wystartowaliśmy bliżej główek portu. Pływamy poza przybojem i czekamy na łodzie, a tu niespodzianka. Jacek z dużego RIBa mówi, że nie popłynie bo mamy dać nawigatora. Zrobiło się nerwowo. Krótkofalówki, aż się gotowały od komunikatów. W końcu jakoś się sytuacja wyjaśniła i płyniemy.
Oprócz łódek z nawigacją mieliśmy swoją nawigację SUUNTO z wyznaczonymi wcześniej punktami na Bornholmie i Grzybowie. Nawigacja sprawdziła się rewelacyjnie. Płynęliśmy jak po sznurku. Zafalowanie było dość spore i trzeba było się pilnować, żeby lotki nie wyszły z wody. Spektakularnie wyglądały wyczyny RIBów na fali. Po ok 4 godz wylądowaliśmy na Bornholmie od zawietrznej cypla. To był błąd, ponieważ w wodzie było mnóstwo gnijących alg. Przy samym brzegu mi i Adamowi pospadały latawce , na linkach mieliśmy po 30 kg alg. Minimum pół godz obierałem to świństwo śmierdzące z linek. Po tej akcji zjedliśmy obiad, kilka fotek i dylemat, czy dalej na 7m, czy odpalamy 10m. Padło na 7m. i płyniemy do Grzybowa. Przy starcie z kolei Markowi spadł latawiec i nabrał trochę alg. Kondycja ok. Z 30km zauważyłem wiatraki. Jakieś 25 km od Grzybowa wiatr osłabł i zrobiło się nieciekawie, ale jakieś 5 km od brzegu wiatr się podniósł i wtedy się uspokoiłem. Lądowanie bez problemu i radość, daliśmy radę!!! Nie spodziewałem się tak licznego komitetu powitalnego, wszyscy uśmiechnięci... Po wszystkim wylądowaliśmy u Eli i Marka w domu na małe co nieco. Było super. Na drugi dzień czułem lekko uda, ale bez tragedii.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to było mega fajne wydarzenie!!!!. Minusy to trochę słaby start, lądowanie w algach na Bornholmie i słabo działające krótkofalówki. Plusy, na psychikę dobrze działały motorówki i mimo wszystko krótkofalówki.