Okazuje się, że nie tylko Polacy mają swojego MAX'a.
Maxim Nocher, przy absencji JH zdominował wyścigi w jego stylu, chociaż przewaga w poszczególnych biegach była dużo mniejsza.
Ale roll-tacki też mu się zdarza przymoczyć
W ogóle poziom w czołówce 6-7 był dosyć wyrównany. W 3 dniu regat w trzech biegach zawodnicy (ok. 50-ciu) po starcie jechali na górnąbojkę, wracali na dolnąbramkę, znowu na górnąbojkę i w dół do mety. Tak że na 2 okrążeniu czołówka doganiała maruderów i czasami trudno było się zorientować w kolejności.
Mnie bardziej interesował sam sprzęt. Maxim ujeżdżał Sworda z nieco przyciętym statecznikiem, dzięki czemu zapewne mógł iść nieco szybciej na kursach pełnych, chociaż momentami Spotz go doganiał.
Swordy były popularne wśród wielu zawodników. W ogóle ta dziobata konstrukcja znalazła wielu naśladowców. Okazuje się jednak, ze tajemnica sukcesu tkwi gdzie indziej i sama dziobatość do dobrej jazdy hydrolotu nie wystarczy. Niemniej jednak większość skrzydeł miała "dzioby" i z tyłu i z przodu. Były jednak także poszukiwania zmniejszenia oporu indukowanego:
Były też próby wyzwolenia się z "dziobatości" w stronę bezpieczniejszych i sprawniejszych prototypów austriackiego producenta, ale sztywność masztu pozostawiała wiele do życzenia.
Oblatywała te skrzydła miła dziewczyna zbulwersowana tym, że Błaszko nie dał się namówić na wspólne latanie hydrolotem
Bardzo mnie zaskoczyły względnie dobre wyniki skrzydła Horue, które krótkość masztu nadrabiało z powodzeniem jego sztywnością ( a i zawodnik też pewnie dobry)
Jeszcze parę fotek różnych konstrukcji skrzydeł:
Ratownik na skuterze bardzo sprawnie restartował i zbierał kajty z wody
Tutaj mamy srebrnego medalistę Nicolasa Perlier ze Spotzem - bardzo żwawym hydrolotem- i bez dziobów!!!
I concave'y znalazły swój wyraz:
Zapalonych miłośników kajta jak na ilość startujących i ładną pogodę – niewielu